piątek, 3 października 2014

Jak być pissed off i nie stracić poparcia? Korepetycje ze swear words u brytyjskich polityków

„Tak naprawdę powinienem wam wszystkim strzelić teraz w tył głowy. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa! Ale nie mogę, bo to nie legalne!” – taką tyradę pod adresem swoich podwładnych wygłasza jeden z bohaterów serialu komediowego „The Thick of IT” – politycznej satyry na brytyjskie życie polityczne, o wiele mówiącym przydomku „The Fucker”. Fikcja fikcją, ale twierdzenie, że polityczna rzeczywistość została za sprawą zaradnych spin-doctorów i speców od PR-u z przekleństw całkowicie wyczyszczona jest mocno na wyrost. Mimo że osobie zaufania publicznego nie wypada umniejszać swojego statusu i wprowadzać do słownika zwrotów kojarzących się z bywalcami osiedlowej mordowni, bywa że to właśnie tam przez ostatnie lata dumny posiadacz legitymacji poselskiej szlifował swoje zdolności oratorskie. Z tego też względu podszepty uczonych marketingowców politycy bardzo często zagłuszają swojskim „kurwa”, a w wydaniu anglosaskim – „fuck”. Śledząc doniesienia brytyjskich mediów można jednak odnieść wrażenie, że przekleństwa, nie tylko te łagodne w stylu naszego rodzimego „spieprzaj dziadu”, na stałe weszły do politycznego słownika Anglosasów i stały się jednym z istotnych narzędzi walki politycznej.


Jeśli porównać dokonania na polu przekraczania granic poprawności politycznej jeśli chodzi o język premierów polski i Wielkiej Brytanii, walkę o tytuł niegrzecznego chłopca międzynarodowej sceny w cuglach wygra David Cameron. Kiedy wszystkie inne środki perswazji zawodzą, brytyjski premier porzuca sztywny rejestr wyższych sfer i kreuje się na równego swoim wyborcom. Podczas referendum w Szkocji, kiedy słupki poparcia dla niepodległości zaczęły niespodziewanie rosnąć, a grunt pod nogami unionistów stał się nagle zatrważająco grząski, Cameron zaapelował do mieszkańców Edynburga, aby ci nie popierali rozpadu Zjednoczonego Królestwa, tylko po to, aby „give the effing Tories a kicking” czyli „skopać tym pieprzonym torysom tyłki”. Wypowiedź premiera odwróciła na moment uwagę mediów od referendalnych dylematów i sprowokowała dyskusję na temat ładunku semantycznego słowa „effing”. Przedstawiciele konserwatystów stwierdzili, że wyrażenie, choć potoczne, nie jest przekleństwem na miarę „fucking”, oczywiście przy głośnym sprzeciwie opozycji.


Procedurę ratowania Camerona z semantycznych opresji jego „team” ma już opanowaną, od kiedy w 2009 lider konserwatystów podczas jednego z wywiadów radiowych aż dwukrotnie dał się przyłapać na użyciu „brzydkich słów”. Komentując bieżąca sytuację polityczną, Cameron stwierdził, że opinia publiczna jest „pissed off with politicians”, które to sformułowanie sytuuje się gdzieś pomiędzy polskim „wkurzony” a „wkurwiony”. Dziennikarz, który tego dnia przepytywał Camerona, prawdopodobnie już wtedy przebierał nogami z radości na myśl o reklamie jaką „foul-mouthed Prime Minister” („premier z niewyparzoną gębą”) zrobi jego słuchowisku. Nie wiedział jeszcze, że bogowie kontrowersji wyjątkowo mu tego dnia sprzyjają. Na pytanie o to, czy korzysta z Twittera, premier odpowiedział, że ma z nim problem, bo „too many twits might make a twat”. Nawet jeśli rzeczywiście publikowanie „zbyt wielu ‘twitów’ robi z ciebie frajera”, to biorąc pod uwagę, że słowo „twat” powinno się raczej przetłumaczyć jako „pizda”, spece od wizerunku Camerona mieli w związku z niefortunnym wywiadem dużo pracy.


Od przekleństw nie stronią również politycy niższych szczebli. To, że dosadnym językiem posługuje się burmistrz Londynu Boris Johnson, nie powinno być akurat zaskoczeniem. Kontrowersyjny polityk, ku rozpaczy władz Partii Konserwatywnej, słynie z mówienia wszystkiego, co mu ślina na język przyniesie, nawet w rozmowie dziennikarzami. Podczas poprzednich wyborów na stanowisko burmistrza, Johnson zarzucił prezenterowi BBC, że ten opowiada „fucking bollocks”, a raczej „pierdoli głupoty”. Z kolei jego oponent, Ken Livingstone, to „fucking liar” – „pieprzony kłamca”.


Najbardziej spektakularny przykład „swearing in public” („przeklinania w miejscu publicznym”) miał jednak miejsce poza granicami Anglii. Berło w tej dziedzinie dzierży Paul Gogarty – przedstawiciel irlandzkiej Partii Zielonych. Podczas posiedzenia Dáil Éireann – niższej izby parlamentu, Gogarty, w krótkich żołnierskich słowach wyraził swoją antypatię w stosunku do deputowanego Partii Pracy – Emmetta Stagga: „Fuck you, deputy Stagg, fuck you” – zabrzmiało po raz pierwszy, i jak na razie, ostatni, z parlamentarnej mównicy. Powiedzieć, że użycie „unparlimentary language” („nieparlamentarnego języka”) wpłynęło na karierę Gogarty’ego byłoby niedopowiedzeniem. Mało znany „backbencher” , czyli niepełniący żadnej funkcji w rządzie członek zgromadzenia, nagle znalazł się na ustach wszystkich – film z pamiętnego posiedzenia ma obecnie 200 tys. odsłon, a „The Independent” artykuł o krewkim parlamentarzyście zatytułował: „F-word propells Irish PM to fame” („Słowo na „K” trampoliną do sławy dla irlandzkiego parlamentarzysty”). I o to pewnie Gogarty’emu chodziło.


Oprócz mocnych słów rzucanych do mikrofonu w chwilach słabości lub przedwyborczej desperacji, brytyjscy politycy nie stronią od przekleństw wagi lekkiej, wtrącanych ot tak, dla wzmocnienia przekazu. Naczelny eurosceptyk Wysp, Nigel Farage, lubi od czasu do czasu ubarwić swoją wypowiedź wykrzyknieniem „the hell” czyli „do cholery”. „Who the hell you think you are?” (“Za kogo wy się, do cholery, macie”) pytał retorycznie José Manuela Barroso i Hermana Van Rompuya rozgorączkowany Farage podczas jednej z debat w Parlamencie Europejskim. W dalszej części swojego wystąpienia, już grzeczniej, Brytyjczyk sugerował, aby „eurocrats”, jak ich nazywa, nie odbierali państwom członkowskim prawa do samostanowienia. Tyrada trwała ponad trzy minuty, a jej treść Farage mógłby równie dobrze przekazać kierując pod adresem zwolenników wspólnej Europy zwrot: „Bugger off!” czyli „Spieprzajcie!”.


Przeklinając politycy pokazują swoja ludzką twarz. Albo tak im się wydaje. O ile więc rodzima „kurwa mać” nigdy nie przeszła Tuskowi przez gardło, może z „bloody hell” pójdzie łatwiej?


>>>>>>>>>>>>


Słowniczek wyrażeń nieparlamentarnych:


Jak określić dyrektywę, której założenia wydają się wyjątkowo bzdurne? „Utterly barmy” [„Całkowicie idiotyczna”]


Jak zasugerować politycznemu oponentowi, że jest niespełna rozumu? „Have you gone completely off your trolley?” [“Postradałeś zmysły?”]


Jak zwrócić się do parlamentarzysty, który gadając bez ładu i składu zajmuje czas na mównicy? „Shut it, you muppet” [„Skończ już, debilu”]


Jak określić kogoś, z czyim światopoglądem kompletnie się nie zgadzamy? „You are a complete wazzock” [„Jesteś skończonym idiotą”]


Jak usprawiedliwić nierozważne zachowanie polskiego parlamentarzysty? „He’s just being cheeky” [„On się tylko droczy – jest wredny”]


Jak dać do zrozumienia dziennikarzom, że nie ma się ochoty odpowiadać na kolejne pytania? „Piss off” [„Spadajcie”]


Tags: ,


The post Jak być pissed off i nie stracić poparcia? Korepetycje ze swear words u brytyjskich polityków appeared first on Polish Express.


Powered by WPeMatico




http://ift.tt/eA8V8J

http://ift.tt/1xJV2K9

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz