wtorek, 29 stycznia 2013

Zdjęcia za akredytację na koncert – wyłudzenie czy sprawiedliwość? CC Pink Poppy Photography / flickr.com Znany festiwal jazzowy wymaga od akredytowanych fotografów przekazywania zdjęć organizatorom. Zdjęcia mają zostać wykorzystane na stronie imprezy i w materiałach promocyjnych. Fotografowie czują się wykorzystywani, tymczasem podobne posunięcia ze strony organizatorów imprez wciąż zdarzają się często. Po czyjej stronie jest racja? Powraca temat, który regularnie budzi niesmak w środowisku fotografów: organizatorzy imprez, którzy przyznają fotografom akredytację pod warunkiem przekazania zdjęć. Na stronie Fotozwiązku (sekcja fotografów prasowych Związku Zawodowego Twórców Kultury) pojawiła się wiadomość zamieszczona przez Jerzego Gumowskiego, fotografa i członka ZPAF. Dotyczy ona polityki akredytacyjnej znanego festiwalu ze sporymi tradycjami – Bielskiej Zadymki Jazzowej. W regulaminie czytamy, że: „Każdy akredytowany przy festiwalu fotograf zobligowany jest do przedstawienia wyboru swoich fotografii z danego dnia pracownikom biura festiwalowego. Zdjęcia te powinny zostać dostarczone następnego dnia po każdym dniu festiwalowym, w którym wykonywane były jakiekolwiek fotografie. Zdjęcia te będą użyte na potrzeby strony internetowej i dokumentacji festiwalu.” A zatem fotograf, starając się o akredytację, będzie musiał liczyć się z tym, że udostępni swoją relację za darmo. Jerzy Gumowski w swoim oświadczeniu uznaje sprawę za naruszenie praw autorskich i próbę wyłudzenia własności intelektualnej. Daily Mail publikuje zdjęcie wbrew woli autora Ktoś mógłby stwierdzić, że „wolnoć Tomku w swoim domku”, że organizator może ustanowić dowolny regulamin, a udział fotografa w imprezie jest w końcu dobrowolny. Sprawa nie jest jednak taka prosta. Ślisko robi się już na gruncie etycznym – wykorzystywanie czyjejś pracy za darmo po prostu nie jest w porządku. Akredytacja nie jest darmowym biletem na imprezę, a dokumentem umożliwiającym wykonywanie pracy (z której zyski, w postaci promocji w mediach, ma również organizator). Jeśli profesjonalny organizator imprezy, zamiast wynająć oficjalnego fotografa lub porozumieć się z agencją, próbuje drogi na skróty – głosy niezadowolenia są zrozumiałe. Rzeka dzieciństwa. Mikołaj Nowacki powraca nad Odrę [inspiracja] Pomijając zasady współpracy i zwyczajnej przyzwoitości, najważniejszą sprawą pozostaje prawo autorskie. W przypadku fotografii reporterskiej, w tym koncertowej, sprawa może być skomplikowana (wypowiedzi prawników można przeczytać tutaj, warto również zapoznać się z definicją prawną utworu w odniesieniu do fotografii). A teraz spróbujmy zrozumieć racje organizatorów. Głównie chodzi o bardzo prozaiczną kwestię, czyli oszczędności. Nieodpłatna akredytacja to o jeden sprzedany bilet mniej. Oficjalny fotograf kosztuje, a nikt nie lubi wydawać pieniędzy. Organizatorzy często tłumaczą obostrzenia w przyznawaniu akredytacji chęcią utrzymania profesjonalnego poziomu relacji. Popularność cyfrówek sprawiła, że na imprezy trafia wielu amatorów. Organizator (a często również artysta występujący na koncercie czy festiwalu), domagając się dostępu do zdjęć, chce mieć kontrolę nad tym, co trafia do mediów i jak tworzy się wizerunek jego imprezy. Agencja stockowa przyjmuje zdjęcia ze smartfonów Dwóch znanych polskich fotografów, specjalizujących się w relacjach z koncertów, anonimowo skomentowało dla nas sprawę. “To jest powszechny proceder wśród agencji koncertowych i, nie mam pojęcia czemu, wśród organizatorów koncertów jazzowych”, mówi nasz rozmówca. „Osobiście nie drążę nigdy tematu, bo sama ‘prośba’ wydaje mi się żenująca, ale znajomi, który badali parę takich spraw dowiadywali się, że organizator ‘zapomniał’ wynająć fotografa. Nawet jeżeli to -nasta edycja festiwalu lub cykl koncertów. Mam ogromną nadzieję, że w przyszłości ktoś ukróci ten proceder”, przyznaje z rezygnacją. Drugi z naszych rozmówców przywołuje incydent z jednego z krakowskich klubów – tam właściciele mieli zagrozić fotografom, że jeśli w ciągu doby nie dostaną zdjęć z koncertu, fotografowie nie będą w przyszłości wpuszczani do lokalu. “Myślę, że obecna sytuacja wynika po części z cwaniactwa, a po części z powszechności medium, które się zdewaluowało”, mówi fotograf. “Teraz każdy z kompaktem jest fotografem, a każdy z lustrzanką jest artystą. Właśnie ci ludzie zabijają rynek, przyzwyczajają organizatorów do darmowych zdjęć, czego konsekwencją jest roszczeniowa postawa wobec zawodowych fotografów”, dodaje. Temat zdjęć za akredytację nie dotyczy tylko muzycznego światka, jest też dobrze znany fotografom sportowym. Niektórym klubom piłkarskim (Wisła Kraków, GKS Katowice) zdarzało się w przeszłości wprowadzać podobne zasady, co spowodowało bardzo negatywny odzew ze strony fotoreporterów. Fotograf był wówczas zobowiązany do udzielenia klubowi kilkuletniej licencji na zestaw zdjęć (najczęściej pięciu). Czasami reguła dotyczyła stałej akredytacji, jednak w niektórych przypadkach również pojedynczych wejść. Obowiązek „składania daniny” jest też częstym zjawiskiem na imprezach rajdowych. 5000 zdjęć z Getty trafiło do Google Drive. Autorzy dostali grosze Jak widać, problem fotografowania „za bułkę” nigdy się nie kończy. Jeśli sami znaleźliście się w podobnej sytuacji – jesteśmy ciekawi Waszych opinii. PS. Dziękujemy naszemu czytelnikowi Piotrkowi za propozycję tematu i nieustannie zachęcamy do kontaktu z nami. Jeśli jest jakiś temat w świecie fotografii, o którym chcielibyście poczytać, problem, który Was nurtuje – piszcie na adres redakcja@fotoblogia.pl.



via WordPress http://nasze-uk.com/2013/01/zdjecia-za-akredytacje-na-koncert-wyludzenie-czy-sprawiedliwosc/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz