czwartek, 10 stycznia 2013

Czy na wojnie można być fotografem – turystą? © Toshifumi Fujimoto / Facebook Japoński kierowca Toshifumi Fujimoto jest „turystą wojennym” – jeździ po ogarniętej wojną Syrii, robiąc zdjęcia do własnej kolekcji. Jego wyprawy budzą mieszane reakcje. Niektórzy twierdzą, że jego intencje zasadniczo są takie, jak u wielu reporterów wojennych, z tą różnicą, że Fujimoto nie publikuje swoich zdjęć. Czy mają rację? Raczej nie. Toshifumi Fujimoto, z zawodu kierowca, podróżuje z aparatem fotograficznym – jak wielu innych. Z tą różnicą, że Fujimoto świadomie wybiera na cel swoich podróży miejsca konfliktu. Był w Jemenie i Egipcie, a obecnie „zwiedza” Syrię. Wszystkie wyprawy finansuje sam. Twierdzi, że nie boi się śmierci, bo nie ma nic do stracenia. Zdjęcia publikuje jedynie na swoim profilu na Facebooku (link tutaj – materiały są drastyczne). Polak potrafi: matówka + taśma klejąca = kwadratowy format w lustrzance Dlaczego Japończyk bawi się w korespondenta wojennego na własny użytek? Sam przyznaje, że nudziła go monotnia codziennego życia i brakowało mu mocnych wrażeń. Nie jest w tym zbyt oryginalny. Badacze kultury już dawno opisali zjawisko „turystyki śmierci” – wypraw do miejsc konfliktu lub związanych z miejscami tragedii, katastrof i aktów przemocy w poszukiwaniu mocnych wrażeń. Jedni odwiedzają Rwandę czy Kambodżę, inni idą prosto w oko cyklonu, tam, gdzie wojna właśnie trwa. Ktoś powiedziałby, że każdy ma prawo spędzać wakacje tak jak mu się podoba, ale w takim podejściu kryje się budzący niesmak cynizm. © Toshifumi Fujimoto W Internecie pojawiły się komentarze sugerujące, że motywacje Fujimoto są podobne, jak wielu fotoreporterów, z tą różnicą, że Japończyk nie publikuje swoich zdjęć w mediach. To nie do końca prawda. Wokół zawodu korespondenta wojennego zbudowano olbrzymią mitologię, przede wszystkim dlatego, że w złotych czasach „Life’a” reporterzy cieszyli się olbrzymią estymą, ich nazwiska były powszechnie znane, a życie Roberta Capy czy Lee Miller przypominało gotowy scenariusz filmowy. To cóż, że ze Szwecji? [inspiracja] To przyczyniło się do powstania legendy reporterów stworzonych dla wojny, którym trudno odnaleźć się w świecie bez ciągłej groźby śmierci. Świat jednak się zmienił. Korespondent NBC, Richard Engel, twierdzi, że to mit, a oznaką profesjonalizmu reportera wojennego jest to, że nie pozwala sobie zachłysnąć się adrenaliną. Pogoń za wrażeniami jest domeną żółtodziobów, a zawodowiec – mówił Engel w wywiadzie, w którym wspominał zabitych w Syrii Tima Hetheringtona i Chrisa Hondrosa – koncentruje się na tym, że ma do wypełnienia ważne zadanie. Adrenalina to jedynie “gratis”. Polska epoki PRL w obiektywie kanadyjskiego fotografa Nie oznacza to jednak, że zdjęcia Fujimoto nie mogą kiedyś odegrać ważnej roli, nawet, jeżeli autor nie miał takich intencji. Jedne z najbardziej poruszających obrazów II wojny światowej zawdzięczamy Tony’emu Vaccaro, który nie był jeszcze wówczas zawodowym fotografem, a zwykłym żołnierzem armii amerykańskiej. Fotografie Toshifumiego Fujimoto już trafiły na stronę internetową New York Timesa, a stamtąd do innych serwisów internetowych, w tym do nas. Można więc powiedzieć, że Japończyk stał się reporterem z przypadku.



via WordPress http://nasze-uk.com/2013/01/czy-na-wojnie-mozna-byc-fotografem-turysta/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz